21:11 data: 2012.08.19

Zwykły wpis

Cześć,

Wróciliśmy dzisiaj z samiutkiego rana. Cały dzień chodzimy „po ścianach” potykając się o własne nogi. Harmonogram dnia został totalnie zachwiany. Postaram się w jednym wpisie umieścić najważniejsze wydarzenia, które miały miejsce podczas naszego wypadu do Ustki.
Zaczniemy od tego, że podróż do Ustki dla nas (mnie, Zuzi i mamy) minęła całkiem pozytywnie. Jechaliśmy w nocy, dlatego spaliśmy i jechało się przyjemnie. Nad ranem, mama zmieniła tatę i dała mu trochę odpocząć. Potem dojechaliśmy na miejsce. Kwatera znajdowała się na ulicy Krokusowej, w dość charakterystycznym punkcie, bo przy samej szkole. Oprócz pokoi, z których można było skorzystać, był też bar, w którym można było skonsumować obiad lub drobną przekąskę. Pierwszy dzień był odgórnie spisany na straty, dlatego po wejściu kilkunastu schodów do pokoju i wypakowaniu walizek, postanowiliśmy skoczyć zanurzyć nóżkę w morzu. Pogoda nie była zbyt piękna. Temperatura powietrza utrzymywała się na poziomie 18-20 stopni, dopiero w samej końcówce naszego pobytu zwiększyła się i to znacznie. Do tego woda w Bałtyku podskoczyła aż do 19 stopni i mogliśmy spokojnie kąpać się w całości.
Droga na plażę była długa – 3 km bez kilku metrów, do tego w większości po leśnej drodze obsadzonej dużą ilością wystających korzeni. Prawdziwa przeprawa z wózkiem i całym majdanem 🙂 Ale co tam, my sobie nie damy rady ? Lecieliśmy każdego dnia z wywieszonymi ozorami, bo na samą myśl o zabawie w piasku i ucieczkach przed falami, banan pojawiał się na naszych twarzach. A piasku i wody było pod dostatkiem, każdy miał swój kawałek gruntu i to odgrodzony parawanem. Połapać się wśród tych kolorowych wiatrochronów, to prawdziwa sztuka 😀
Na wakacjach, jak to na nich, poznać można wielu ludzi i w naszym przypadku było bardzo podobnie. W pierwszej kolejności poznaliśmy gospodarzy domu – Pani Maria, na pierwszy rzut oka bardzo surowa i konsekwentna, potem okazała się bardzo pomocna. No i jej mąż – Pan Ryszard, przez Zuzię nazwany „Panem zupką”, bo często konsumowaliśmy zupy w jego lokalu. Potem przyszedł (niestety) przykry kontakt z sąsiadami z pokoi obok. Nie wspominamy tej znajomości pozytywnie, dlatego postanowiłem, że głupotami nie będziemy sobie zawracać gitary 😛 Generalnie, niektórzy nie nadają się do życia w społeczeństwie…
Do Ustki pojechaliśmy również dlatego, aby odwiedzić nasze kuzynki z Ameryki, które tam przebywały pod opieką swojej babci. Julka i Bianka z klanu Paciorków to (oczywiście) super dziewczyny. Ja uciekałem przed ich psem, bo mnie ganiał i ciągał za nogawkę 😀
Później poznaliśmy ekipę z Zabierzowa – Daniel, Krystian, Michał, Dawid i sympatyczna koleżanka – Magda. Ekipę witamy na naszym blogu i pozdrawiamy serdecznie 😉 Zuzia miała też swoją koleżankę Magdę z Krakowa, która przebywała w tym samym domu co my, tylko z babcią.
Pobyt upływał bardzo monotonnie, podporządkowywaliśmy się pewnym zasadom i tak leciał dzień za dniem, gdy pewnego dnia (na samym początku pobytu) zacząłem bawić się z tatą w przybijanie „piątki”. Po chwili okazało się, że jedna z moich rąk jest trzy razy większa od drugiej. Osa, użądliła mnie między kciukiem a wskazującym. Skończyło się nocnym wypadem na zastrzyk do przychodni całodobowej. Potem jeszcze było użądlenie w policzek i w nogę. Ogólnie, od os się tam roiło. Były dosłownie wszędzie. Do tego komary, cudne połączenie. W wyniku tej owadziej więzi, Zuzia ma pogryzioną przez komary buzię, a my ręce i nogi 😦
Z wakacji jesteśmy bardzo zadowoleni, jak jeden mąż. Mimo kilku wpadek, cieszymy się, że odpoczęliśmy i nabraliśmy sił przed nowym sezonem żłobkowo-przedszkolnym. Zapomniałem tylko napomknąć, że ceny w kurorcie o sympatycznej nazwie Ustka, są tragiczne, wywindowane i aż do granic przesadzone. Współczujemy tylko mieszkańcom tego sympatycznego miasteczka, bo po sezonie ceny wcale nie spadają…
No i aby finał wakacji był bardzo pozytywny, to czekamy na najdroższe zdjęcie z wakacji, które zostało wykonane przez fotoradar zaraz przed Człuchowem. W terenie zabudowanym mieliśmy na budziku 78km/h 🙂 Także czekamy na kopertkę z dobrymi wiadomościami.
Nie chciałem się skupiać na tym, jak wyglądał każdy dzień, co jedliśmy, za ile itd. Krótka sentencja na podsumowanie tego wypadu –wszechobecne niezdrowe jedzenie i ciągłe leżenie na plaży sprzyja odkładaniu się tłuszczu. Gdzie się nie odwrócić, to słyszałem tylko charakterystyczne „tsssssssss” i pstryk łamanego wieczka od puszki z piwskiem 😉 Ale z drugiej strony – coś od tego życia też trzeba mieć, teraz powracamy do „normalności”.
Zdjęcie robiła mama, dlatego z oczywistych przyczyn nie ma jej na zdjęciu 😛

Pozdrawiamy !!

Jedna odpowiedź »

Dodaj komentarz