Tag Archives: na wsi

09:30 data: 2012.07.15

Zwykły wpis

Hej,

W odpowiedzi na Wasze bardzo subtelne aczkolwiek konkretne argumenty za tym, że blog nie może przestać istnieć, chcieliśmy wszystkim podziękować za kilka rad i tchnienie dodatkowej siły. Czas wakacji to dla nas wyjątkowo ciężka chwila patrząc pod kątem naszego bloga. Mało wpisów, słaba aktywność i nie ma to nic wspólnego z robieniem czegoś „na odwal się”. Kiedyś, podsumowując (chyba) pierwszy rok istnienia naszego pamiętnika napisałem, że będę pisał na tyle często, na ile będzie co opisywać. I właśnie dzisiaj nadszedł ten dzień. Tak naprawdę, to wpis mógł pojawić się wczoraj, jednak było już zdecydowanie za późno na zabawy przy komputerze…
Zdania nie zaczynamy od „a wiec”, dlatego napiszę „a więc po kolei” 😀
W pierwszej kolejności zmiana – zmiana fryzury, którą prezentujemy w tym poście na zdjęciu.  Włosy krótkie i ten kolor – rudy, jak u wiewiórki. 100% inwencja twórcza naszego taty. I choć reakcji wszystkich chyba najbardziej obawiała się mama, to wyszło dużo lepiej, niż przypuszczaliśmy. A reakcje ludzi nas otaczających były naprawdę skrajne. Jedni przechodzili jakby nigdy nic, odwracali głowę i dopiero kojarzyli o co chodzi, inni odwrotnie – od razu krzyczeli, że super. No i byli jeszcze najbardziej kreatywni i innowacyjni konserwatyści, którzy na samą myśl o jakichkolwiek zmianach dostają podwyższonego ciśnienia krwi, pąsów, alergii i wyrażają zwykle swoje zdanie na zasadzie „coś ty najlepszego zrobiła”. Ważne, że jest coś nowego, coś ładnego i podoba się nam 🙂 Inni muszą jakoś to znieść 😛
Z Wysp Brytyjskich przylecieli nasi kuzyni – Aimee, Leon, ciocia Emma i wujek Piotrek i ciocia Marta. Przylecieli, przylecieli a dzisiaj odlatują, dlatego wczoraj spotkaliśmy się a spotkaliśmy się nie byle gdzie, tylko na neutralnym terenie, na wsi. Wieś nosi sympatyczną nazwę Oblęgorek i dla tych, którzy nie przespali kilku lekcji języka polskiego, ta nazwa coś sugerować może;) Pozostałych – wagarowiczów, zapominalskich odsyłam do lektur, tych papierowych, lub www. No i do pewnej chatki w tejże wsi, pisząc kolokwialnie wprosiliśmy się na „krzywego…” 😛
Na wsi, jak to na wsi, zawsze coś ciekawego znaleźć się musi. Z jednej strony nieograniczone „pole manewru”, z drugiej zasiane pole, po którym biegać nie wolno. Ale mieszczuchy, jak to przystał i na nas, latają wszędzie – po trawie, kwiatkach, do sadu po maliny, porzeczki, agrest, no i właśnie, do zwierzątek. Bo to im chciałbym poświęcić moment. Tak się super składa, że byliśmy w miejscu, gdzie kura, gęś, kaczka i krowa, nie są niczym dziwnym. Za to my – dzieci, mieliśmy frajdę co niemiara. I choć rodzice nie pozwolili nam podchodzić do wielkiego byka w oborze, to mogliśmy ganiać kury i gęsi a one tak szybko uciekały… ha ha ha 🙂 Cały czas kątem oka patrzyliśmy, czy biegając nasze buty nie wpadły w minę. Mam nadzieję że wiecie o co chodzi 😉 Potem zauważyliśmy malutkie kaczuszki, siedziały sobie w swoistym kojcu. A opiekowała się nimi nie byle kto, bo sama kurza kwoka. Bardzo podobnie jak w bajce o brzydkim kaczątku 😀 Tata wyjął jednego kaczorka i sobie go głaskaliśmy, emocje były, że szok. Z resztą, widać na zdjęciu.
Obok stodoły stał też czerwony traktor i klika dziwnych przyrządów, które nie wiem zupełnie do czego mogą służyć. Niestety, musieliśmy na chwilę wrócić do domu, bo zaczęło padać. Po chwili deszczyk przestał kropić i z tatą, „po cichaczu”, wymknęliśmy się wszyscy razem. Nikt nas nie widział, uciekliśmy. Gdzie polecieliśmy ? No pewnie, ze do małych kaczek. I choć zapomniałem napisać, że Aimee i Leon nie mówią wiele po polsku, to w naszym przypadku nie była to żadna bariera. Krowie „muu”, to „muu”, a kocie „miaaał”, to „miaaał”. Reszta nie miała znaczenia. No i wracając jeszcze do naszego drugiego podejścia do „baby ducks” (Zuzia się nauczyła), to okazało się, że prócz nas – dzieciaków i taty, jest jeszcze ktoś. A zdradził swoją obecność nieodpowiedzialnym zachowaniem. Zaczął kicać… Nigdy nie widziałem zająca na żywo, dlatego zaczęliśmy go wszyscy gonić. A uciekał skubaniec tak, że mu nogi chciały z zawiasów wyskoczyć… Przedarł się przez siatkę ogrodzeniową i tyle go widzieliśmy. Pewnie przyszedł sobie podkraść trochę marchewki na kolację 😉 Po szalonej gonitwie za zającem, znów musieliśmy wracać, bo zaczęło kropić. Dodatkowo wiatr wezbrał na sile. Tym razem już był moment na powrót do domu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i pojechaliśmy do naszego domu. Na wsi jest super, jeszcze lepiej z taką ekipą. Mam nadzieję, że do następnego razu !
PA