Category Archives: Kalinka

09:56 data: 2012.07.31

Zwykły wpis

Cześć,

O przygodzie w zoo już prawie zapomnieliśmy, więc czas na uzupełnienie naszego życiorysu, żeby nie powstała dziura 🙂 Wielkimi krokami zbliżają się wakacje, zarówno te od żłobka i przedszkola, jak i te, w których mamy zamiar leżakować nad polskim morzem. Do tych pierwszych wakacji pozostał jeden dzień, dzisiaj jeszcze idziemy do żłobka i przedszkola, potem miesiąc nieprzerwanej sielanki. A na wyjazd musimy jeszcze chwilę poczekać…
Pogoda w kratkę i chyba tego najbardziej się obawiamy. Piękna, słoneczna pogoda przeplata się z przelotnymi opadami i w tym nie byłoby nic złego, tylko jeśli pioruny walą gdzie popadnie, huk grzmotów jest nie do ogarnięcia a ściana wody „leje” się za oknem, to chowamy głowę w poduszkę.
W weekend gościliśmy Filipka, Kalinkę, ciocią i wujkiem. W sobotę byli u nas, w niedzielę spotkaliśmy się wspólnie na obiedzie u babci Marzeny. Filipka już wszyscy znają, bo gościł już nie raz na naszym blogu. Teraz nadszedł czas na moją siostrę cioteczną – wow… strasznie dziwnie to zabrzmiało, zdecydowanie lepiej będzie – Kalinka 😉 Zastanawiam się tylko, czy jest jakieś określenie powinowactwa dla córki siostry mojego taty 😛 Ale nie komplikujmy sobie już i tak skomplikowanego życia.
Zatem dziś, na tapecie Kalinka, wygłaskana przeze mnie „dzi-dzi”, najmłodsza z naszego klanu. Załapała się też moja zgrabna nóżka i część ręki na znak, że robiłem „mój-mój”. Oczywiście, nie trzeba szczegółowo pisać, jak wyglądał dom po naszych zabawach, w sumie tornado to się chowa…
Już nie możemy się doczekać, gdy po zdjęciu butów będziemy mogli stąpać po przyjemnym, ciepłym i złocistym piasku nad morzem. Do tego zimne… hmmm morze (chyba nie pomyśleliście o piwku :D), goferek z bitą śmietaną i wiśniami, no co kto lubi 😛
Już niedługo, za dni parę…

PA

13:38 data: 2012.07.24

Zwykły wpis

Hej,

Wczoraj obiecałem, że napiszemy obszerną relację z naszej wizyty w warszawskim zoo. Zatem zaczynamy…
A zaczniemy od tego, że wyprawa była zaplanowana. Wstaliśmy wcześnie rano i o dziwo spóźnienie wynosiło tylko 30 minut 🙂 Zuzia strasznie się guzdrała z jedzeniem. Kiedy tylko ogarnęła swoją miseczkę, ruszyliśmy z całym majdanem do stolicy.
Droga piękna, szeroka i krótka… w 2 godziny byliśmy na miejscu. Najpierw pojechaliśmy do domu Filipa i Kaliny. Tam ofutrowaliśmy 3 talerze racuchów, które przygotowała nam ciocia z wujkiem. Kiedy nasze wygłodniałe brzuchy zaznały pierwsze oznaki sytości, ruszyliśmy w dalszą podróż. Tym razem za azyl obraliśmy nasz cel – zoo. Pół godziny jazdy, mijaliśmy wielki stadion, wielu rowerzystów, wielki most i nagle tragedia… Kolejka do kas była tak długa, jak długi był korek na ulicy, gdzie mieści się zoo. Jechaliśmy, staliśmy, jechaliśmy i znów korek. W końcu po kilkunastu dobrych minutach, daleko, daleko, udało nam się postawić nasze fury i czym prędzej po bilety. Na szczęście, kolejka okazała się wielkim nieporozumieniem. Ludzie stworzyli kilka wężyków, które zmierzały niewiadomo gdzie i po co.
Po chwili byliśmy już po drugiej stronie ogrodzenia. Niby kilka kroków, inna perspektywa i świat wygląda dużo lepiej. Zaczęliśmy zwiedzanie tak, jak wskazywał kierunek zwiedzania. Ptaszki, ptaszyska, ptaszory… potem małpki, małpeczki, małpiszony. Pawiany skakały po skałach, goryl wypiął się na wszystkich i szympans, który sobie siedział zupełnie bez ruchu. Gdzie się nie ruszyć – budka, a to z lodami, a to z sokami, z balonami, no i punkt, w którym było można sobie zrobić zdjęcie z kucykiem. Tylko kucyk miał też to wszystko gdzieś i zaczął przy wszystkich robić kupę – cóż, jaki niespotykany widok… Zuzia nie mogła odczepić się od Filipa. Wszędzie chodzili za rączkę. Ja i Kalina jeździliśmy sobie w swoich wózkach.
Potem przenieśliśmy się do zwierząt, które mogą budzić respekt. Na początek słonie, wielkie, ogromne słonie. Następnie nosorożce i lwy, znudzone, odpoczywające w cieniu drzew. Zaraz za zakrętem było wejście do pomieszczenia z rekinem. Nie odpuściliśmy. I pierwsze co rzuca się w oczy, to że ten rekin jakiś taki mały… nie mniej – nie wskoczyłbym tam do niego 😉
Na koniec zostawiliśmy sobie zwierzęta, które na wolności bardzo mocno wiążą się ze swoim terytorium, mianowicie hipopotamy. Tłuściochy jedne…
Wracając już główną alejką patrzyliśmy jeszcze na bociany, jakieś kolorowe kaczki, pogłaskaliśmy zebry a z daleka widzieliśmy też żubry.
Wycieczka długa, męcząca, zwłaszcza dla nóg 😀 A po wyczerpującym spacerze, wszyscy jednogłośnie stwierdzili – „jeść” !
No i pojechaliśmy na pizze, lemoniadę i coca-colę z dolewką 😉 Chwila odpoczynku, regeneracja i ruszyliśmy w powrotną podróż… padliśmy 😀 Podróż do domu szybko minęła. Potem kompanie i sen, byliśmy naprawdę zmęczeni.

PA

15:00 data: 2012.05.18

Zwykły wpis

Cześć

Przechwyciliśmy kilka zdjęć z zumby. Wszystkich nie sposób zamieścić, więc wybierzemy takie, na którym widać jak się bawiliśmy – tym razem wszyscy, nie tylko Paciorki. Zamieścimy zdjęcie z rozgrzewki. Zabawa polegała na tym, aby gdy gra muzyka tańczyć, gdy będzie zatrzymana – schować się na macie. Czy mi się udało ?? Oceńcie sami 😛
Echa ostatniej imprezy są takie, że uczestnicy liczą na kolejną zorganizowaną akcję… Nieobecni dopytują „kiedy następny raz?”. No w sumie nie mamy nic przeciwko 😉
Pogoda w kratkę, raz zawieje, raz pokropi. Słońce przebija się przez wielkie, puszyste chmury i tak jak dziś, udało się oblać Kielce przyjemną, słoneczną pogodą. Niektórzy pewnie już zerkają na weekendową prognozę i tu o dziwo – ma być ładnie J
Wczoraj zawitaliśmy po przyjeździe z przedszkola i żłobka do babci Marzeny, bo przyjechała tam ciocia Ola z Fifkiem i Kalinką. Pobawiliśmy się tylko chwilę, bo było już późno i trzeba było wracać do naszych czterech kątów. Potem ciepła kolacja, piżamka sama na mnie wskoczyła i po chwili ten błogi stan, chyba pozytywny dla każdego domownika. Dla mnie, bo mogę odpocząć i się zregenerować, dla pozostałych – bo cisza i spokój J
Dzisiaj już piątek, ostatni raz w tym tygodniu poszedłem do żłobka… W szatni spotkałem Michalinę – koleżankę z grupy. Tata zmienił mi buty na trepki, zdjął bluzę i już po chwili za rękę wędrowaliśmy razem z Michaliną do pozostałych dzieci. Pani mnie dzisiaj pochwaliła, jaki jestem przystojniak, bo miałem założoną koszulę i ogrodniczki. Wystarczy założyć dobre wdzianko i dziewczyny moje 😉
Jutro wieczorem zostajemy z tatą, mama wybywa z koleżankami a my, jak na najlepszych kumpli przystało, będziemy oglądać finał Ligi Mistrzów. Szkoda tylko, że moja ulubiona drużyna, FC Barcelona nie wystąpi w tym zacnym meczu. Może za rok 😀
Patrzę w kalendarz i widzę, że wielkimi krokami zbliża się 1 czerwca… nic więcej nie będę pisał, tym bardziej sugerował 😛

PA

godz: 09:30 data: 2012.02.14

Zwykły wpis

Hej, hej, hej 🙂

Czas na dzisiejszą porcję wrażeń. Zanim jednak przejdziemy do najważniejszej wiadomości dnia, takiego hitu hitów, to zachowajmy strukturę, czyli wstęp, rozwinięcie i zakończenie 😀

Zaczynamy od tego, że temperatura „poszła” mocno do góry. Dla pesymistów mróz to mróz, dla optymistów to już nie -20st., tylko -4st 😉 U nas wszystko dobrze, przedszkole, żłobek, praca… dość monotonnie ale jakoś pchamy ten „wózek”. W Kielcach zaczęły się od wczoraj ferie.

Krótki wstęp, kilka słów i do rzeczy, bo jestem bardzo niecierpliwy. Dziś polecimy wierszem, a co 😛 Dawno tej formy wpisu nie było na naszym blogu, dlatego proszę o uwagę, bo tematyka wiersza jest podniosła, ale jak to zwykle bywa u nas, musi być pół żartem, pół serio 🙂




Stało się coś cudownego,

3:49, czasu polskiego,

urodziła się dziewczynka,

54-centymetrowa Kalinka,

10 punktów pokazała skala,

Co się zwie miarą Apgara,

Z tych powodów ano właśnie,

Rączka w rączkę w rytm nam klaśnie,

Wszyscy bardzo się cieszymy,

Układamy śmieszne rymy.

 

I będziemy dziś świętować,

Pić cokolwiek, wiwatować.

Toast wznieśmy, wypijmy powoli,

Zdrowie Kalinki i cioci Oli,

Dla Fifka i wujka Tomka ślemy buziaki,

Spisaliście się na medal ! Nasze Chłopaki !

Także witamy na świecie naszą Walentynę,

Pachnącego dzidziusia, malutką Kalinę.

Ufff, może do pana Adama M. nam jeszcze daleko i trzynastozgłoskowiec to nie jest, ale jakoś się posklejało 😀 Witamy małego człowieczka na świecie. Żeby za klika lat nie wyskoczyło nam nic z głowy, zapisujemy: Kalinka – 54cm, 3180g, 10/10pkt APGAR.

Nie mamy jeszcze zdjęcia, dlatego na tapecie dzisiaj Zuzia 🙂

Pozdrawiam,

Jędrek !