Category Archives: Filipek

09:56 data: 2012.07.31

Zwykły wpis

Cześć,

O przygodzie w zoo już prawie zapomnieliśmy, więc czas na uzupełnienie naszego życiorysu, żeby nie powstała dziura 🙂 Wielkimi krokami zbliżają się wakacje, zarówno te od żłobka i przedszkola, jak i te, w których mamy zamiar leżakować nad polskim morzem. Do tych pierwszych wakacji pozostał jeden dzień, dzisiaj jeszcze idziemy do żłobka i przedszkola, potem miesiąc nieprzerwanej sielanki. A na wyjazd musimy jeszcze chwilę poczekać…
Pogoda w kratkę i chyba tego najbardziej się obawiamy. Piękna, słoneczna pogoda przeplata się z przelotnymi opadami i w tym nie byłoby nic złego, tylko jeśli pioruny walą gdzie popadnie, huk grzmotów jest nie do ogarnięcia a ściana wody „leje” się za oknem, to chowamy głowę w poduszkę.
W weekend gościliśmy Filipka, Kalinkę, ciocią i wujkiem. W sobotę byli u nas, w niedzielę spotkaliśmy się wspólnie na obiedzie u babci Marzeny. Filipka już wszyscy znają, bo gościł już nie raz na naszym blogu. Teraz nadszedł czas na moją siostrę cioteczną – wow… strasznie dziwnie to zabrzmiało, zdecydowanie lepiej będzie – Kalinka 😉 Zastanawiam się tylko, czy jest jakieś określenie powinowactwa dla córki siostry mojego taty 😛 Ale nie komplikujmy sobie już i tak skomplikowanego życia.
Zatem dziś, na tapecie Kalinka, wygłaskana przeze mnie „dzi-dzi”, najmłodsza z naszego klanu. Załapała się też moja zgrabna nóżka i część ręki na znak, że robiłem „mój-mój”. Oczywiście, nie trzeba szczegółowo pisać, jak wyglądał dom po naszych zabawach, w sumie tornado to się chowa…
Już nie możemy się doczekać, gdy po zdjęciu butów będziemy mogli stąpać po przyjemnym, ciepłym i złocistym piasku nad morzem. Do tego zimne… hmmm morze (chyba nie pomyśleliście o piwku :D), goferek z bitą śmietaną i wiśniami, no co kto lubi 😛
Już niedługo, za dni parę…

PA

13:38 data: 2012.07.24

Zwykły wpis

Hej,

Wczoraj obiecałem, że napiszemy obszerną relację z naszej wizyty w warszawskim zoo. Zatem zaczynamy…
A zaczniemy od tego, że wyprawa była zaplanowana. Wstaliśmy wcześnie rano i o dziwo spóźnienie wynosiło tylko 30 minut 🙂 Zuzia strasznie się guzdrała z jedzeniem. Kiedy tylko ogarnęła swoją miseczkę, ruszyliśmy z całym majdanem do stolicy.
Droga piękna, szeroka i krótka… w 2 godziny byliśmy na miejscu. Najpierw pojechaliśmy do domu Filipa i Kaliny. Tam ofutrowaliśmy 3 talerze racuchów, które przygotowała nam ciocia z wujkiem. Kiedy nasze wygłodniałe brzuchy zaznały pierwsze oznaki sytości, ruszyliśmy w dalszą podróż. Tym razem za azyl obraliśmy nasz cel – zoo. Pół godziny jazdy, mijaliśmy wielki stadion, wielu rowerzystów, wielki most i nagle tragedia… Kolejka do kas była tak długa, jak długi był korek na ulicy, gdzie mieści się zoo. Jechaliśmy, staliśmy, jechaliśmy i znów korek. W końcu po kilkunastu dobrych minutach, daleko, daleko, udało nam się postawić nasze fury i czym prędzej po bilety. Na szczęście, kolejka okazała się wielkim nieporozumieniem. Ludzie stworzyli kilka wężyków, które zmierzały niewiadomo gdzie i po co.
Po chwili byliśmy już po drugiej stronie ogrodzenia. Niby kilka kroków, inna perspektywa i świat wygląda dużo lepiej. Zaczęliśmy zwiedzanie tak, jak wskazywał kierunek zwiedzania. Ptaszki, ptaszyska, ptaszory… potem małpki, małpeczki, małpiszony. Pawiany skakały po skałach, goryl wypiął się na wszystkich i szympans, który sobie siedział zupełnie bez ruchu. Gdzie się nie ruszyć – budka, a to z lodami, a to z sokami, z balonami, no i punkt, w którym było można sobie zrobić zdjęcie z kucykiem. Tylko kucyk miał też to wszystko gdzieś i zaczął przy wszystkich robić kupę – cóż, jaki niespotykany widok… Zuzia nie mogła odczepić się od Filipa. Wszędzie chodzili za rączkę. Ja i Kalina jeździliśmy sobie w swoich wózkach.
Potem przenieśliśmy się do zwierząt, które mogą budzić respekt. Na początek słonie, wielkie, ogromne słonie. Następnie nosorożce i lwy, znudzone, odpoczywające w cieniu drzew. Zaraz za zakrętem było wejście do pomieszczenia z rekinem. Nie odpuściliśmy. I pierwsze co rzuca się w oczy, to że ten rekin jakiś taki mały… nie mniej – nie wskoczyłbym tam do niego 😉
Na koniec zostawiliśmy sobie zwierzęta, które na wolności bardzo mocno wiążą się ze swoim terytorium, mianowicie hipopotamy. Tłuściochy jedne…
Wracając już główną alejką patrzyliśmy jeszcze na bociany, jakieś kolorowe kaczki, pogłaskaliśmy zebry a z daleka widzieliśmy też żubry.
Wycieczka długa, męcząca, zwłaszcza dla nóg 😀 A po wyczerpującym spacerze, wszyscy jednogłośnie stwierdzili – „jeść” !
No i pojechaliśmy na pizze, lemoniadę i coca-colę z dolewką 😉 Chwila odpoczynku, regeneracja i ruszyliśmy w powrotną podróż… padliśmy 😀 Podróż do domu szybko minęła. Potem kompanie i sen, byliśmy naprawdę zmęczeni.

PA

15:00 data: 2012.05.18

Zwykły wpis

Cześć

Przechwyciliśmy kilka zdjęć z zumby. Wszystkich nie sposób zamieścić, więc wybierzemy takie, na którym widać jak się bawiliśmy – tym razem wszyscy, nie tylko Paciorki. Zamieścimy zdjęcie z rozgrzewki. Zabawa polegała na tym, aby gdy gra muzyka tańczyć, gdy będzie zatrzymana – schować się na macie. Czy mi się udało ?? Oceńcie sami 😛
Echa ostatniej imprezy są takie, że uczestnicy liczą na kolejną zorganizowaną akcję… Nieobecni dopytują „kiedy następny raz?”. No w sumie nie mamy nic przeciwko 😉
Pogoda w kratkę, raz zawieje, raz pokropi. Słońce przebija się przez wielkie, puszyste chmury i tak jak dziś, udało się oblać Kielce przyjemną, słoneczną pogodą. Niektórzy pewnie już zerkają na weekendową prognozę i tu o dziwo – ma być ładnie J
Wczoraj zawitaliśmy po przyjeździe z przedszkola i żłobka do babci Marzeny, bo przyjechała tam ciocia Ola z Fifkiem i Kalinką. Pobawiliśmy się tylko chwilę, bo było już późno i trzeba było wracać do naszych czterech kątów. Potem ciepła kolacja, piżamka sama na mnie wskoczyła i po chwili ten błogi stan, chyba pozytywny dla każdego domownika. Dla mnie, bo mogę odpocząć i się zregenerować, dla pozostałych – bo cisza i spokój J
Dzisiaj już piątek, ostatni raz w tym tygodniu poszedłem do żłobka… W szatni spotkałem Michalinę – koleżankę z grupy. Tata zmienił mi buty na trepki, zdjął bluzę i już po chwili za rękę wędrowaliśmy razem z Michaliną do pozostałych dzieci. Pani mnie dzisiaj pochwaliła, jaki jestem przystojniak, bo miałem założoną koszulę i ogrodniczki. Wystarczy założyć dobre wdzianko i dziewczyny moje 😉
Jutro wieczorem zostajemy z tatą, mama wybywa z koleżankami a my, jak na najlepszych kumpli przystało, będziemy oglądać finał Ligi Mistrzów. Szkoda tylko, że moja ulubiona drużyna, FC Barcelona nie wystąpi w tym zacnym meczu. Może za rok 😀
Patrzę w kalendarz i widzę, że wielkimi krokami zbliża się 1 czerwca… nic więcej nie będę pisał, tym bardziej sugerował 😛

PA

godz: 09:30 data: 2012.02.14

Zwykły wpis

Hej, hej, hej 🙂

Czas na dzisiejszą porcję wrażeń. Zanim jednak przejdziemy do najważniejszej wiadomości dnia, takiego hitu hitów, to zachowajmy strukturę, czyli wstęp, rozwinięcie i zakończenie 😀

Zaczynamy od tego, że temperatura „poszła” mocno do góry. Dla pesymistów mróz to mróz, dla optymistów to już nie -20st., tylko -4st 😉 U nas wszystko dobrze, przedszkole, żłobek, praca… dość monotonnie ale jakoś pchamy ten „wózek”. W Kielcach zaczęły się od wczoraj ferie.

Krótki wstęp, kilka słów i do rzeczy, bo jestem bardzo niecierpliwy. Dziś polecimy wierszem, a co 😛 Dawno tej formy wpisu nie było na naszym blogu, dlatego proszę o uwagę, bo tematyka wiersza jest podniosła, ale jak to zwykle bywa u nas, musi być pół żartem, pół serio 🙂




Stało się coś cudownego,

3:49, czasu polskiego,

urodziła się dziewczynka,

54-centymetrowa Kalinka,

10 punktów pokazała skala,

Co się zwie miarą Apgara,

Z tych powodów ano właśnie,

Rączka w rączkę w rytm nam klaśnie,

Wszyscy bardzo się cieszymy,

Układamy śmieszne rymy.

 

I będziemy dziś świętować,

Pić cokolwiek, wiwatować.

Toast wznieśmy, wypijmy powoli,

Zdrowie Kalinki i cioci Oli,

Dla Fifka i wujka Tomka ślemy buziaki,

Spisaliście się na medal ! Nasze Chłopaki !

Także witamy na świecie naszą Walentynę,

Pachnącego dzidziusia, malutką Kalinę.

Ufff, może do pana Adama M. nam jeszcze daleko i trzynastozgłoskowiec to nie jest, ale jakoś się posklejało 😀 Witamy małego człowieczka na świecie. Żeby za klika lat nie wyskoczyło nam nic z głowy, zapisujemy: Kalinka – 54cm, 3180g, 10/10pkt APGAR.

Nie mamy jeszcze zdjęcia, dlatego na tapecie dzisiaj Zuzia 🙂

Pozdrawiam,

Jędrek !

godz: 16:13 data: 2012.01.26

Zwykły wpis

Hej,

Kiedyś słyszałem taki jeden żart, który był porównaniem kobiety i wina – że im starsza, to… piękniejsza. Ale słyszałem też inny, że im starsza, tym dłużej powinna leżakować w piwnicy 😛 I właśnie od tego leżakowania chciałem rozpocząć ten nasz dzisiejszy wpis. Leżakowanie tyczy się (oczywiście) Zuzuni. Po kilku dniach wdrażania, Zuzia wczoraj i dziś spróbowała spać w przedszkolu. Z opowieści pani przedszkolanki wynika, że było chwilowe zwątpienie, ale udało się 😉 Zasnęła z innymi dziećmi i wszystko jest dobrze. A dziś to nawet lepiej niż wczoraj 😀 Ja tam nie mam takich problemów, jestem zmęczony, to daję znak. Potem przykładam głowę i już mnie nie ma 😉 Grunt w tym, że jeśli tak dalej pójdzie, to w żłobku wszyscy o mnie zapomną 😦

Tata dzisiaj zaczął kolorować Scooby’iego na ścianie, także może do jutra skończy. Nakupował kolorowych pigmentów i miesza, miesza… Jeśli wyjdzie odpowiedni deseń, to nabiera na pędzelek i siu.

Wczoraj byliśmy u lekarza, pani doktor nadal nie zezwala na mój powrót do żłobka. A przecież było już tak pięknie, byłem już taki zdrowy. Dziś, jakby wszystko powróciło do punktu wyjścia. Już sam nie wiem, jak się z tego wykaraskać. Rodzice próbują na wszelakie sposoby, dziś skończyło się postawieniem baniek bezogniowych (chyba nie ma takiego słowa w słowniku poprawnej polszczyzny, ale wielu innych też nie ma, więc rydzyk-fidzyk :P).

Kaszel mam taki, że aż do wymiotów, do tego z nosa leci mi non stop, jestem blady i śmieję się cały czas 😉 Cały Jędruś 😉

Pozdrawiamy wszystkich chorowitych, ze specjalną dedykacją dla Filipka 🙂 Mało co, a byśmy pojechali do Warszawy postrzelać z wiatrówki. Okazało się, że to nie strzelba, tylko ospa wietrzna… Fifku, nie drapiemy ! Trzymaj się lepiej niż ja 😉

PA

Jędrek

godz: 13:28 data: 2011.12.31

Zwykły wpis

Witajcie,

Po dłuższej przerwie nadszedł czas aby uzupełnić zaległości. Po moich urodzinach, z dniem 29.12 nadeszły równie upragnione urodzinki Zuzanki. Ale z powodu naszych chorób i wysokich temperatur, impreza zaplanowana na czwartek, nie odbyła się planowo. Na szczęście dla nas, urodziny zrobiliśmy w dniu wczorajszym. Tak naprawdę, to nie wiem od czego zacząć, bo wszystko wczoraj było takie istotne. Może zatem, zacznijmy od tego, że byliśmy z mamą w domu, tata do 15 w pracy. Potem pojechał po tort. I tu pierwszy „łał”. Tort standardowo: wiśniowo-bananowy… mniami 😛 A na wierzchu ? Zgadnijcie co… Wielki łeb Hello Kitty oraz piękny zielony samochodzik wyścigowy. Do tego zapis dla kogo, dlaczego no i przyczepiona mała karteczka – za ile 😛

Potem troszeczkę nerwowej atmosfery, czyli ogarnianie naszego gniazdka i przygotowanie zastawy. Tu drugi gwóźdź – bajkowe talerzyki, piszczałki i kolorowe czapeczki. Naturalnie, nie mogło zabraknąć balonów; połączone w trójkolorowe barwy, zostały zawieszone to tu, to tam 😉 Dopełnieniem albo może najważniejszym akcentem tego wieczoru byli nasi kochani goście – babcie, dziadkowie, ciocia Ania z wujkiem Karolem i małym Szymonkiem, wujek Bartek, no i wujek Antoszek z ciocią Sylwią.

No i się zaczęło… co moment dostawałem kolejną kolorową torebeczkę, a każda następna coraz większa, większa i większa. W każdej prezent, w każdej coś 🙂 Po rozpakowaniu, a raczej po rozdarciu wszystkich pudełeczek, nie wiedziałem, za co się zabrać. W sumie, przekrój tematyczny jest ogromny. Zaczynamy od standardowych prezentów – gaci vel. rajstop, lalki, samochodzików na super kolorowym torze i puzzli, a skończywszy na laptopach i dmuchanej krowie, na której się podskakuje. Jak myślicie, czego zabrakło ? Tak, kocura Hello Kitty. Obawiam się, że niedługo wszystko w naszym domku będzie miało kształt lub wygląd tego oryginalnego dachowca. Zatem poświęćmy oddzielne zdanie specjalnie na tą okazję. Mamy książeczki-malowanki, mamy torebkę na prezent, jest kosmetyczka, wiatrak na długopisie z cukierkami, breloczek i sam już nie wiem, co jeszcze.

Nie zdziwię się, jeśli pewnego dnia, zamiast standardowej pieluchy typu „pampers”, będę nosił pieluchę Hello Kitty 😉 A tak na poważnie, to zebrało się już wiele gadżetów tej znanej postaci.

Było dmuchanie świeczek, było jedzenie tortu, potem przyszedł czas na polanie napojów, bez których toast nie zostałby zaliczony. Zapamiętałem tylko motto takiej jednej piosenki: „a kto z nami nie wypije, niech się pod stół skryje” i nie bacząc na nic przyssałem się do swojego napoju bogów:D Niewiele brakowało, a niezauważony wkradłbym się też pod stół, ale zwykle w ostatniej chwili ktoś odkrywał moje intencje. Wieczór uznajemy za zaliczony, zaliczony do udanych. Bardzo pozytywnie nakręceni i pełni prezentowych wrażeń, usnęliśmy później niż zwykle. Jeszcze raz pięknie dziękujemy za cudowne prezenty oraz za przybycie 😉 Kto nie był, niech żałuje… kto nie mógł być, to bardzo szkoda – pozdrawiamy chorego Filipka 😦

W związku z tym, że wielkimi krokami zbliża się nie co innego, jak noc zwana potocznie Sylwestrem, dlatego wszystkim zrzeszonym w naszej paciorkowo-blogowej parafii osobnikom, życzymy wielu radosnych chwil, spełnienia marzeń i tego, co życzy się zawsze – czyli aby 2012 był lepszy, niż mijający. Szampańskiej zabawy !

Życzą wszystkie Paciorki 😀

godz: 21:12 data: 2011.12.26

Zwykły wpis

Witajcie,

To, co jeszcze wczoraj byłoby nazwane przez nas chorobą, dziś nią już nie jest. Niestety, dobrych wiadomości nie ma w tym temacie zbyt wiele. Chyba odpowiednie słowo to „plaga”. Mam tu na myśli Zuzię. Wstała rano już z gorączką, potem jej przeszło, a na wieczór wszystko wróciło i do tego z podwojoną siłą. Zuzik leży i nie ma siły nawet się ze mną pobawić. Ja czuję się dużo lepiej, nadal mam jeszcze uciążliwe oznaki przeziębienia ale przy tym, co było jeszcze kilka dni temu, to mógłbym napisać, że jestem zdrowy. Także lecimy po bandzie, ostro i bez trzymania.

Wy wyniku moich bolączek, a raczej przez to, że byłem wczoraj bardzo kaszlącym chłopczykiem, który nieufnie wędruje z rąk do rąk, rodzice nie poszli na wesele do wujka Krzyśka 😦 Do ostatniej chwili myśleliśmy wszyscy, że jakoś się uda, choć nocne harce wskazywały jednoznacznie, że nic z tego nie wyjdzie. Rano było źle, doskwierał mi okrutny kaszel, który przeszkadzam mi spać, do tego katar… fuuu 😦

Nie chciałbym aby każdy mój wpis w ostatnich dniach był tylko o chorobach, dlatego napiszemy coś pozytywnego. Coś, co cieszy i jest z pożytkiem dla wszystkich 😉 Prosto z Warszawy przyjechał do nas Fifik. No naturalnie, że nie sam, tylko z ciocią Olą i wujkiem Tomkiem. Bawiliśmy się i wczoraj i dziś. Jestem bardzo zadowolony z tego spotkania. Dopełnieniem naszych dwudniowych poczynań były prezenty, które odnaleźliśmy pod choinką. Wymieniliśmy się i każdy z nas miał co robić. Nie zabrakło samochodziku, pociągu, świecących kolorowo zabawek na baterie oraz super sprzętu do majsterkowania – wiertarki, śrubokrętów, imadła i deski do wkręcania śrubek. Wszystko zapakowane w eleganckiej walizce, prawie jak u niejednego fachowca 😀 To właśnie zdjęcie Filipka zawiśnie dziś na naszym blogu 😉 Mamy nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy go gościć zarówno u nas na stronie, jak również w naszym pięknym mieście.

Jutro nie ma nawet mowy o żadnym żłobku, do końca roku daję panią urlop od siebie. Niech odpoczną sobie i zbierają siły, bo jak wrócę… 😉 Święta, Święta i po Świętach – znacie to pewnie doskonale. Kilka dni przygotowań, gorączka świątecznych zakupów, wiele straconych nerwów i co roku to samo pytanie – po co ? A no…

Lecę spać, bo najwyższa pora już na mnie,

Pozdrawiam,

Jędrek

godz: 12:41 data: 2011.09.19

Zwykły wpis

Hej,

Od środy ponownie zostaniemy podłączeni do sieci, tym razem na 8 Mb 😉 Ale będziemy surfować 😉 Do tego pakiet platynowy HD, tylko musi mi tata powiedzieć, jaka jest kombinacja cyfr do blokady rodzicielskiej 😛

Piękna pogoda, taki prawdziwy wrzesień. Choć w powietrzu czuć już jesienny powiew, to słoneczko robi swoje, przypieka, jak trzeba. Oczywiście, nie da się ukryć, że póki promyki docierają do ziemi, nasze nastroję będą na wysokim poziomie.

W sobotę mama z tatą poszli na wesele. Zuzia spała u babci Marzenki, ja w domku ale z babcią Grażynką. Musieli co prawda pokwapić się jeszcze w odwiedziny do mnie – nakarmić i ululać 😉

Płakałem i ja i podobno Zuzia. Stały tekst „nie ma tatunia, nie ma mamuni” a przecież tyle jej tłumaczyli, że zostaje tylko na jedną noc u babci i co więcej nawet się cieszyła, bo Fifi przyjechał z Warszawy. No i bawili się, bawili aż przyszła pora spania… resztę już napisałem.

Hmmm… pewnie nie było by nic dziwnego w tym, że po sobocie przychodzi niedziela. Jednak w tym konkretnym przypadku to była niedziela „pracująca”, przynajmniej dla niektórych. Tata prze 8 poleciał się zalogować 😛 Biedny chłopina, pewnie zdychał pół dnia. No ale taka kolej rzeczy…

U mnie nic ciekawego, chodzę do żłobka, jak przystało na młodego obywatela. Ostatnio nawet pani-ciocia pochwaliła mnie do mamy, że jestem bardzo grzeczny. He he ale żeby nie było od razu, że aż za grzeczny, to powiedziała też o małym „ale”. Chodziło o to, że frygam się jak złapana ryba przy zmianie pieluchy 😀 i nie są w stanie mnie ogarnąć 🙂

Pozdr!

J

godz: 12:57 data: 2011.08.08

Zwykły wpis

Hej,

Czas na uzupełnienie zaległości. W sobotę i niedzielę byliśmy w Warszawie u Filipka, cioci Oli i wujka Tomka.

Ogólnie daliśmy nieźle w kość ale nie przez to, że byliśmy niegrzeczni, tylko przez to, że przez nasz przyjazd utworzyliśmy małe przedszkole. Fifik jest równy gość, bardzo grzeczny, my – Paciorki, cały dom stawiamy do góry nogami 😀 Przez to cały czas jest co robić.

W sobotę zjedliśmy obiad i byliśmy w domu bo cały czas zanosiło się na deszcz. Tata tylko wyszedł z nami na podwórko. Zuzia bawiła się w piaskownicy, ja spałem sobie w wózku. Nie byliśmy zbyt długo, bo plaga komarów dała się we znaki. Gryzły dosłownie wszędzie, w tyłek, w głowę, po nogach – feee, potem swędzi bardzo 😦 Po 17-tej przyjechał wujek z pracy i Zuzia z tatą i wujkiem pojechali po małe zakupy. Kiedy wrócili, było już dość późno. Nie poszli spać. Siedzieli sobie przy stole. Oczywista oczywistość – nie spędzali czasu przy herbacie 😛

W niedziele obudziliśmy się koło 7-mej i zaczął się kolejny dzień pod kryptonimem „Meksyk” 😛 Po śniadanku poszliśmy sobie na plac zabaw… ale nie jakiś tam plac zabaw, tylko taki, że szczęka opada na ziemię 😀 Wielki, że ciężko ogarnąć, do tego wiele huśtawek, zabawek i dwie ogromne piaskownice. Cały plac zabaw zaaranżowany jest na „park jurajski”. Wszystkie huśtawki są w kształcie dinozaurów, w piaskownicach znajdują się kamienie – przypominające prace paleontologów (nie wiem co to jest ale tata tak mi mówił), do tego są również wielkie jaja dinozaurów, do których można wejść 🙂 Super zabawa, naprawdę polecamy wszystkim 😉

Potem przyszedł już czas na powrót, powrót do domku Filipka, obiad i akcja „Klonowa”.

Oczywiście, dzień się jeszcze nie skończył, więc co ? No pewnie – rower 😀 Zuzia kask, tata kask i tylko świst za balkonem słyszeliśmy 😉 Ja z mamą poszedłem sobie na spacerek. Ciepło było bardzo…

Po długim i wyczerpującym dniu, przyszedł czas na kąpanie i lulanie. Padłem jak kawka… Zuzia to nie wiem, bo już dawno spałem 🙂

Na zdjęciu najgrzeczniejszy chłopczyk na świecie – Fifek 😉 Mały człowieczek, oaza spokoju, nie to co my – dwa szajbusy, przy których cały czas coś musi się dziać. No ale cóż zrobić, dzieciństwo rządzi się swoimi prawami !

Pozdro,

Jędrek