Category Archives: Warszawa

13:38 data: 2012.07.24

Zwykły wpis

Hej,

Wczoraj obiecałem, że napiszemy obszerną relację z naszej wizyty w warszawskim zoo. Zatem zaczynamy…
A zaczniemy od tego, że wyprawa była zaplanowana. Wstaliśmy wcześnie rano i o dziwo spóźnienie wynosiło tylko 30 minut 🙂 Zuzia strasznie się guzdrała z jedzeniem. Kiedy tylko ogarnęła swoją miseczkę, ruszyliśmy z całym majdanem do stolicy.
Droga piękna, szeroka i krótka… w 2 godziny byliśmy na miejscu. Najpierw pojechaliśmy do domu Filipa i Kaliny. Tam ofutrowaliśmy 3 talerze racuchów, które przygotowała nam ciocia z wujkiem. Kiedy nasze wygłodniałe brzuchy zaznały pierwsze oznaki sytości, ruszyliśmy w dalszą podróż. Tym razem za azyl obraliśmy nasz cel – zoo. Pół godziny jazdy, mijaliśmy wielki stadion, wielu rowerzystów, wielki most i nagle tragedia… Kolejka do kas była tak długa, jak długi był korek na ulicy, gdzie mieści się zoo. Jechaliśmy, staliśmy, jechaliśmy i znów korek. W końcu po kilkunastu dobrych minutach, daleko, daleko, udało nam się postawić nasze fury i czym prędzej po bilety. Na szczęście, kolejka okazała się wielkim nieporozumieniem. Ludzie stworzyli kilka wężyków, które zmierzały niewiadomo gdzie i po co.
Po chwili byliśmy już po drugiej stronie ogrodzenia. Niby kilka kroków, inna perspektywa i świat wygląda dużo lepiej. Zaczęliśmy zwiedzanie tak, jak wskazywał kierunek zwiedzania. Ptaszki, ptaszyska, ptaszory… potem małpki, małpeczki, małpiszony. Pawiany skakały po skałach, goryl wypiął się na wszystkich i szympans, który sobie siedział zupełnie bez ruchu. Gdzie się nie ruszyć – budka, a to z lodami, a to z sokami, z balonami, no i punkt, w którym było można sobie zrobić zdjęcie z kucykiem. Tylko kucyk miał też to wszystko gdzieś i zaczął przy wszystkich robić kupę – cóż, jaki niespotykany widok… Zuzia nie mogła odczepić się od Filipa. Wszędzie chodzili za rączkę. Ja i Kalina jeździliśmy sobie w swoich wózkach.
Potem przenieśliśmy się do zwierząt, które mogą budzić respekt. Na początek słonie, wielkie, ogromne słonie. Następnie nosorożce i lwy, znudzone, odpoczywające w cieniu drzew. Zaraz za zakrętem było wejście do pomieszczenia z rekinem. Nie odpuściliśmy. I pierwsze co rzuca się w oczy, to że ten rekin jakiś taki mały… nie mniej – nie wskoczyłbym tam do niego 😉
Na koniec zostawiliśmy sobie zwierzęta, które na wolności bardzo mocno wiążą się ze swoim terytorium, mianowicie hipopotamy. Tłuściochy jedne…
Wracając już główną alejką patrzyliśmy jeszcze na bociany, jakieś kolorowe kaczki, pogłaskaliśmy zebry a z daleka widzieliśmy też żubry.
Wycieczka długa, męcząca, zwłaszcza dla nóg 😀 A po wyczerpującym spacerze, wszyscy jednogłośnie stwierdzili – „jeść” !
No i pojechaliśmy na pizze, lemoniadę i coca-colę z dolewką 😉 Chwila odpoczynku, regeneracja i ruszyliśmy w powrotną podróż… padliśmy 😀 Podróż do domu szybko minęła. Potem kompanie i sen, byliśmy naprawdę zmęczeni.

PA

godz: 12:57 data: 2011.08.08

Zwykły wpis

Hej,

Czas na uzupełnienie zaległości. W sobotę i niedzielę byliśmy w Warszawie u Filipka, cioci Oli i wujka Tomka.

Ogólnie daliśmy nieźle w kość ale nie przez to, że byliśmy niegrzeczni, tylko przez to, że przez nasz przyjazd utworzyliśmy małe przedszkole. Fifik jest równy gość, bardzo grzeczny, my – Paciorki, cały dom stawiamy do góry nogami 😀 Przez to cały czas jest co robić.

W sobotę zjedliśmy obiad i byliśmy w domu bo cały czas zanosiło się na deszcz. Tata tylko wyszedł z nami na podwórko. Zuzia bawiła się w piaskownicy, ja spałem sobie w wózku. Nie byliśmy zbyt długo, bo plaga komarów dała się we znaki. Gryzły dosłownie wszędzie, w tyłek, w głowę, po nogach – feee, potem swędzi bardzo 😦 Po 17-tej przyjechał wujek z pracy i Zuzia z tatą i wujkiem pojechali po małe zakupy. Kiedy wrócili, było już dość późno. Nie poszli spać. Siedzieli sobie przy stole. Oczywista oczywistość – nie spędzali czasu przy herbacie 😛

W niedziele obudziliśmy się koło 7-mej i zaczął się kolejny dzień pod kryptonimem „Meksyk” 😛 Po śniadanku poszliśmy sobie na plac zabaw… ale nie jakiś tam plac zabaw, tylko taki, że szczęka opada na ziemię 😀 Wielki, że ciężko ogarnąć, do tego wiele huśtawek, zabawek i dwie ogromne piaskownice. Cały plac zabaw zaaranżowany jest na „park jurajski”. Wszystkie huśtawki są w kształcie dinozaurów, w piaskownicach znajdują się kamienie – przypominające prace paleontologów (nie wiem co to jest ale tata tak mi mówił), do tego są również wielkie jaja dinozaurów, do których można wejść 🙂 Super zabawa, naprawdę polecamy wszystkim 😉

Potem przyszedł już czas na powrót, powrót do domku Filipka, obiad i akcja „Klonowa”.

Oczywiście, dzień się jeszcze nie skończył, więc co ? No pewnie – rower 😀 Zuzia kask, tata kask i tylko świst za balkonem słyszeliśmy 😉 Ja z mamą poszedłem sobie na spacerek. Ciepło było bardzo…

Po długim i wyczerpującym dniu, przyszedł czas na kąpanie i lulanie. Padłem jak kawka… Zuzia to nie wiem, bo już dawno spałem 🙂

Na zdjęciu najgrzeczniejszy chłopczyk na świecie – Fifek 😉 Mały człowieczek, oaza spokoju, nie to co my – dwa szajbusy, przy których cały czas coś musi się dziać. No ale cóż zrobić, dzieciństwo rządzi się swoimi prawami !

Pozdro,

Jędrek