11:51 data: 2012.06.24

Zwykły wpis

Hej,

Oczy same mi się zamykają, ziewam i padam ze zmęczenia, dlatego szybki wpis i wskakuję do łóżeczka ze szczebelkami, żeby trochę sobie odpocząć. Kolejny tydzień minął, jak z bicza trzasnął.

W środę był krótki telefon ze żłobka, żeby zabrać  królewicza rodu Paciorków, bo ma infekcję oka. Na szczęście się tak złożyło, że tata miał wolne i zamiast realizować założony „plan domowy”, przyjechał po mnie z wózeczkiem około południa. Potem trasą na drugie osiedle dojechaliśmy po Pannę Zuzannę. Zamiast miłego spacerku, była jazda do lekarza, wypisanie recepty na antybiotyk w kroplach i powrót do domu. Gotowaliśmy się… raz, że na zewnątrz panowało istne piekło – gorąc i duchota, to biegaliśmy z jednego miejsca na drugie w zastraszającym tempie. Mnie to niby nie przeszkadzało, bo sobie jechałem w wózku, w pewnym momencie zasnąłem i miałem to wszystko gdzieś, ale tata raczej nie miał 😀 Obudziłem się dopiero u lekarza.  A wszystko przez to, że spuchło mi oko, do tego było bardzo zaczerwienione i swędziało… także jak nie urok, to sraczka. Pan doktor zabronił przychodzić do żłobka, bo mógłbym kogoś zarazić, dlatego czwartek i piątek spędziłem w domu, trochę w swoim, trochę na Stoku. Poza tym, nic ciekawego się nie dzieje. Biegamy po domu, siejemy spustoszenie, wszystko wywrócone, porozrzucane – miśki, samochody, klocki, książki, delikatnie opisując – nieład 😉

Za oknem piękna pogoda, słońce świeci, po obiedzie pewnie wyskoczymy na mały rajd J Mieliśmy jechać do lasu na jagody i poziomki, ale jakoś nie możemy się zebrać. Mieliśmy też wyjść na zakupy, w sumie to co my nie mieliśmy zrobić. Skończy się na tym, że pójdziemy spać a popołudniu pójdziemy na spacer 🙂
UWAGA ZAGADKA – czyje to śmierdziuszki ?

Bywajcie towarzysze 😀

09:08 data: 2012.06.18

Zwykły wpis

Cześć,

Właśnie sobie uświadomiłem, że mija 8 dzień od kiedy był dodany ostatni wpis na blogu. Trochę mi głupio, bo wiem, że część osób zagląda tu regularnie a ja się obijam 🙂 Dlatego ze spuszczoną głową, czynię swoją powinność dodając kilka słów od nas 😀

Zaczniemy od tego, że w sobotę zostaliśmy wieczorem z babcią Marzeną na noc, bo rodzice udali się w galowych strojach na wesele. Sobota to był dzień urodzin mojej mamy. Jeszcze raz „Wszystkiego dobrego mamuniu”. Z wesela rodzice wrócili na tyle późno, że nie zdążyli oczu zamknąć, gdy z pokoju obok dobiegł ich głos, mój głos – „mamaaaaaaa”. I nawet nie chodziło o to, że usłyszałem, że wrócili, tylko, że mi pielucha przesiąkła i miałem mokrą piżamkę. Potem już mowy o spaniu nie było… Noc jest od spania. Tylko rodzicom ciężko było to wytłumaczyć – mama z „piachem w oczach”, tata lekko „teges”, musieli sobie radzić. A radzić sobie trzeba i to nie byle jak, bo „papu” się samo nie zrobi 😛 No więc tata, trochę nieświadomie, wprowadził zmiany na czuwanie, czyli delikatny sen i przymusowe roboty, czyli wszystko to, co związane z obsługą nas oto, pięknych Paciorków 😀 Życie uratowała znów babcia Marzena, bo zabrała Zuzię na spacer, ja poszedłem wtedy  w kimono. Tym samym, daliśmy chwilę rodzicom na to, aby się zregenerowali 🙂 Po niespełna dwóch godzinach, byli jeszcze bardziej zmęczeni niż dotychczas. A zapomniałem powiedzieć, że płynnie z soboty, przeszliśmy do niedzieli. A właśnie w niedzielę mieliśmy obiecane, że idziemy na zabawę poprawianą, czy jakoś tak – zabawę na powietrzu połączoną z grillowaniem, zabawami na huśtawkach oraz dokarmianiem zwierzątek za siatką 🙂 No i właśnie tak, jak sobie założyliśmy, tak to wszystko zrealizowaliśmy. Były kiełbaski, mięska, szaszłyki, były zabawy w piasku, na zjeżdżalni, koniku i huśtawce, było dokarmianie kóz. Widzieliśmy też konie w stajni i rozkrzyczane gęsi. Raz, to normalnie tak się wystraszyłem tego dźwięku, że mało nie zszedłem… Potem już spodziewałem się, że znów mogą wydać ten dziwny pisk, dlatego bacznie obserwowałem, gdzie są te gęsi, żeby znów mnie nie zaskoczyły. Na koniec przyszedł czas błogiej ciszy, czyli leżakowanie. Bardzo przyjemny stan, zwłaszcza, że wszystko odbywało się wśród ćwierkania ptaszków i zapachu lasu. Podsumowując – wybawiłem się za wszystkie czasy,Zuzia również. Miała swoje koleżanki, z którymi  biegała, ja złapałem kilka zajączków ale do wesela (mojego) się zakończy 😉 Na sam koniec dnia, już w domu, napuściliśmy wody do brodzika, szybkie kąpanie, kolacja i przyjemna, bawełniana piżamka…

Dziś jestem już w żłobku, z Olą, Bartkiem, Michaliną i reszta brygady 🙂

PA

08:28 data: 2012.06.10

Zwykły wpis

Hej,
Wyściubiam swój nos przez okno i stwierdzam, że zapowiada się naprawdę piękny dzionek 🙂 Słoneczko świeci, żadnej chmurki i mimo, że jest dopiero kilka minut po ósmej, to już przyjemnie ciepło. Po ścieżce rowerowej fruwają już cykliści, pieski siusiają na trawę, słychać przyjemne ćwierkanie ptaków i szum przejeżdżających samochodów w oddali.
Od jutra powracamy do normalnego rytmu wychowawczo-edukacyjnego. Kartka o mojej zdolności od lekarza leży już na blacie a to znak, że trzeba wracać do żłobka. O chorobie można już chyba zapomnieć. Piszę „chyba”, bo z nią nigdy nic nie wiadomo 😉 Pewnie do kolejnego ochłodzenia
Dzisiaj wrzucam zdjęcie Zuzi, które zrobił tata kilka dni temu. Z tymże zdjęciem wiąże się śmieszna anegdota, którą za moment opiszę. Historia miała miejsce w salonie. Zuzia siedziała na kanapie, tata w bliskiej odległości od Zuzi. Oboje trzymali telefony – Zuzia swoją Nokię, która przeżyła nie jeden wstrząs, tata coś sobie prztykał na swoim. I nagle zaczyna się dialog, jak przy prawdziwej rozmowie telefonicznej:
– Cześć tato !
– Cześć Zuzunia !
– Tatoooooo, yyyyyy….
– tak ?
– przyniósłbyś mi skarpetki ? 😛
Może dialog nie oddaje w 100% tego, jak to zabawnie zabrzmiało, jednak była kupa śmiechu 😉
Euro ruszyło całą parą, wszędzie słychać tylko jeden temat. Jakoś nie specjalnie nas to bawi 🙂 Mecz niby włączony, ale… kto z kim, o co, a komu to potrzebne 😀 Podoba mi się, że kopią piłkę no i najważniejsze – że jest co pochrupać, jak rodzice nie patrzą, to maczam paluszka w piwie i chlip-chlip, żeby nikt nie widział. Potem uciekam do pokoju, wychylam się, zerkam, czy akcję można powtórzyć i od czasu do czasu, gdy przebiegam między pokojami, słychać „goooooooaaaaaaaaaaal”. W piątek, był już wieczór, gdy jak w pewnym momencie ryknęli wszyscy, to mało okna nie wypadły ze swoich ram. Szkoda, że euforia trwała tak krótko 😛 Także został jeszcze tylko mecz „o wszystko” i ostatni – „o honor” 😀
Pa

12:09 data: 2012.06.02

Zwykły wpis

Hej,

Zawsze niespodziewanie, bez pukania, staje w naszych drzwiach. I mimo, że nikt jej nie otwiera, to jakoś przeciska się przez dziurkę od klucza. Bywa też, że czeka, aż przy innej okazji otworzymy wrota i wpada do domu czyniąc spustoszenie. Jest bezlitosna i bez uczuć, zwykle w pierwszej kolejności dotyka właśnie nas – Zuzannę i mnie. Bardzo szybko przeskakuje z jednego na drugie i ciężko ją wygonić. Mowa tu o chorobie, bo znów nas dorwała. Objawy zawsze te same, wręcz obłędnie nudne – gorączka, katar i kaszel. Zuzia miała jednodniowy atak, potem było już znacznie lepiej. Ja natomiast, siedzę w domu i dochodzę do siebie.

Tak się akurat składa, że wszystko zbiegło się z Dniem Dziecka i wydawało mi się, że prezent pod postacią choroby nie jest najbardziej trafny. Jednak nie mieliśmy nic do gadania. Prócz przeziębienia, dostaliśmy walizkę lekarską z przyrządami do leczenia, wielki samochód na rajdowych kołach, grę w karty oraz czerwony autobus. Mama z tatą postarali się wcześniej i dali nam kolorowy odkurzacz, który mówi różne śmieszne rzeczy i świnkę Piggy Pop, która pożera hamburgery i w pewnym momencie pęka jej brzuch. Na kilka następnych dni mamy co robić, pewnie po tygodniu wszystkie zabawki „pójdą” w odstawkę.

Tymczasem, wszystko można zgonić na pogodę. Wczoraj lało się z nieba, jak z pękniętego wiadra, dziś nie leje, za to głowę chce urwać. Zuzia była ostatnio na wycieczce z przedszkolem u Baby Jagi. Nie wiem, czy jej się podobało, bo nie była zbyt rozmowna. Pewne szczegóły wychwyciliśmy – było malowanie buzi i zagubiona opaska, której losy do dzisiaj nie są znane. Dziś wklejamy moją podobiznę, może nie wyglądam jak Jędrek w najlepszej formie, ale przy 38st., które miałem, to i tak nieźle się trzymam 🙂

PA

21:01 data: 2012.05.26

Zwykły wpis

Hej,

Dziś piszemy wspólnie – trochę Zuza, trochę ja 🙂 Tym postem przekraczamy pewną granicę – dziś stuknie nam 20.000 wejść na stronę. Waszych wejść ma się rozumieć. Nie jest łatwo, bo co by nie napisać, to przecież blog prywatny i nie każdego interesuje, co tam robiliśmy w piątek 13-tego 😀 A jednak, taka liczba świadczy o tym, że strona cieszy się dużą liczbą odwiedzin, z czego jesteśmy nie lada dumni 😛 Kolejny raz dziękujemy za Waszą obecność 😉
Czy macie również takie wrażenie, że jest ciepło a jednak zimno ? „Kąpiąc się” w słońcu czuję, że mógłbym kicać w samej koszulce, kiedy jednak cień dotknie mojego ciała lub któryś z licznych obłoków zasłoni na chwilę słonki, to i kurtkę można przyodziać…
Weekend spędzamy w domu, przynajmniej w połowie, bo tak było dziś – byliśmy w domu pod bacznym okiem mamy. Tata znów w pracy 😦 Jutro podobnie, za to my udajemy się na Stok. Spotkamy się popołudniu. Zaraz po 15-tej polecieliśmy na lody 😀 Ja raczyłem się małym wafelkiem skąpo posmarowanym jogurtowym smakiem, o Zuzi nie piszę – to oczywiste 😀 Po odwiedzinach w lodziarni, udaliśmy się na plac zabaw, przećwiczyliśmy kręciołka na karuzeli, oraz szybki szus na zjeżdżalni. Dla bardziej ciekawskich napiszę, że smak nie warto jeść piachu – jest bez smaku a do tego wszystkiego długo po jego zażyciu zalega między zębami. Nie polecam…
Czas na słów kilka o występie Zuzanny w przedszkolu. Z relacją czekałem specjalnie do dnia dzisiejszego, dlatego, że dedykuję go mamie – to dziś jej święto ! Zatem przeżyjmy „to” jeszcze raz. Występ był zbiorowy, od początku do końca. Pierwsza faza, to „badanie terenu”. Wszystkie dzieciaczki jakieś takie nieswoje, niby mówią wierszyk ale po cichutku. Po kilku chwilach, gdy poczuły twardy grunt pod nogami, poleciało kilka piosenek, jedna pani grała na fortepianie, dzieci pięknie śpiewały. Potem kilka maluszków opowiadało za co kocha swoją mamę i tatę. Dzieci kochają swoje mamy, bo (po prostu) są. Szczerze i bardzo trafnie. Tatusiowie są ukochani za to, że odwożą swoje dzieciaki do przedszkola i że gotują obiadki 😛 Wyszło szydło z worka. Spodziewaliśmy się rozlewu łez i bez tego elementu się nie obeszło… każdy przeżywał to na swój sposób – jedni wewnętrznie, inni pękali z każdym kolejnym słowem. Ostatnia część przedstawienia miała charakter dużo bardziej luźny, aniżeli poprzednie dwie odsłony. Rodzice udali się na poczęstunek oraz składanie życzeń. Przedszkolaki wręczały mamusiom papierowe torebeczki i życzeniami, tatusiowie otrzymali kolorowe krawaty 😉 Na odchodne, każdy zabrał sobie siateczkę owoców i tak zakończyło się przedstawienie. To, czego na pewno nie można pominąć, to ciężka praca dzieci oraz wszystkich pań, które ich tego wszystkiego nauczyły – wielki pokłon. Było świetnie, bardzo zabawnie, zaraz zrobiło się poważnie tylko po to, aby znów uśmiech zagościł na twarzach wszystkich rodziców.
Nie lubię chwalić się swoimi osiągnięciami, bo są one oczywiste, pojawiają się wraz z moim dorastaniem. Chciałbym mieć w przyszłości pewien obraz tego, jakie sukcesy odnosiłem za knypka. Prócz tego, że już czwarte zęby w kolejności pojawiły się w mojej szczęce, to zacząłem wykonywać bardziej skoordynowane ruchy oraz umiem wyrazić o co mi chodzi. Chętnie biorę kompana za rękę i idę pobawić się z nim. Umiem też pić przez rurkę i kopać piłkę lepiej, niż nasza kadra kopaczy, która lada chwila ma wystąpić na polskich stadionach. No i ostatnia kwestia, która przychodzi mi do głowy dzisiejszego wieczoru. O cycu zapomniałem, chodzę spać sam – żadnego przytulania, kołysania. Zwyczajnie kładę się po 8-smej do łóżeczka, przytulam głowę do poduszki i koniec bajki 😉 I kto by pomyślał. Ta zmiana wyszła wszystkim nam na dobre…
Ostatni akapit dedukujemy każdej mamie, dziś Wasze święto. Życzymy Wam, Drogie Mamy, przede wszystkim dużo wytrwałości, spokoju i spełnienia marzeń. Każde z nas (dzieci) kocha swoją mamę z całego serca, to do Was przybiegamy z obdartym kolanem, jedynką w dzienniczku, miłosnym niepowodzeniem. To Wasza obecność powoduje, że mama to ktoś, kto zawsze ma czas na przytulenie, buziak, czy jak w naszym przypadku – udostępnienie spódnicy, żebyśmy mogli się schować 😛

Mamo bądź zawsze, zawsze naszą mamą bądź !
Jędrek i Zuza 😉

09:22 data: 2012.05.23

Zwykły wpis

Witajcie,

Ciepło, wręcz gorąco. Zielono na horyzoncie, powyżej niego błękitna granica, na której raz na jakiś czas pojawia się puchaty i biały obłok. Krótkie gatki i luźna koszulka, rewelacja – właśnie na to tak długo czekałem. Zaczynamy sezon na sandały – tylko pamiętajcie bez skarpet 😛 Zaczęliśmy również sezon na „a co to było”, czyli niezidentyfikowane obiekty latające i machanie rękoma w dziwnych sytuacjach. Samoloty i helikoptery to przy tych dziwolągach jest „Pikuś”. Jedne opancerzone, jakby leciały na wojnę, małe, drugie duże, inne szeleszczące albo bzyczące. Pstrokate, kolorowe albo szarobure… tragedia 🙂 Gryzą, kąsają, straszą swoją obecnością. Ale są też truskawki, no i arbuzyyyyyyyyy 😀
Ostatnio pisałem, że bezsprzecznie zbliżamy się do czerwca. Wczoraj kurier przywiózł wielką paczkę 🙂 Ciekawe… ciekawe co się w niej znajduje. Mam kilka koncepcji ale wstrzymam się z komentarzem. Mam tylko nadzieję, że to prezenty na dzień dziecka a nie coś innego 😀 Jeśli jesteśmy w temacie prezentów, to tata kupił Zuzi puzzle Scooby-Doo. W jednym pudełku aż 3 obrazki do układania. Każdy inny i każdy z nich o innym stopniu trudności. Zuzik lubi takie łamigłówki, tylko wkurza się, gdy przez dłuższy czas nie może dopasować jednego elementu do drugiego. I wtedy właśnie pojawia się pomocna ręka taty, który swego czasu był „uzależniony” od tego zajęcia.
W poniedziałek i wtorek byliśmy w domu z mamą sami, no może nie tyle sami, bo babcia Grażyna była z nami, tata pojechał do Warszawy na jakieś szkolenie. Był późny wieczór, gdy wrócił wczoraj do domu. Ja już spałem, Zuzia wytrwała do samego końca na swojego „tatunia” 😉 Zapomnieliśmy ostatnio napisać, że wiele znaków wskazywało na to, że będzie w przedszkolu u Zuzi przedstawienie dla mamy i taty. Były nowe wierszyki, piosenki i gesty. No właśnie, a przedstawienie jest już jutro, więc mamo i tato – szykujcie chusteczki, ha ha 😉 Gwarancja „gry” z uczuciami, „świeczek w oczach”, ściśniętej krtani i sinusoidalnych fal na przemian – zimna i gorąca. Tacy naturalni aktorzy, jakimi są dzieci, nie rodzą się w żadnych szkołach i teatrach. My już tacy jesteśmy, z natury, to fakt ! Każde przedstawienie, to wielki zastrzyk emocji, rodzice są bardzo dumni ze swoich pociech a my cieszymy się, że się podobało. Opiszemy relację z jutrzejszego wydarzenia na blogu.

PA

15:00 data: 2012.05.18

Zwykły wpis

Cześć

Przechwyciliśmy kilka zdjęć z zumby. Wszystkich nie sposób zamieścić, więc wybierzemy takie, na którym widać jak się bawiliśmy – tym razem wszyscy, nie tylko Paciorki. Zamieścimy zdjęcie z rozgrzewki. Zabawa polegała na tym, aby gdy gra muzyka tańczyć, gdy będzie zatrzymana – schować się na macie. Czy mi się udało ?? Oceńcie sami 😛
Echa ostatniej imprezy są takie, że uczestnicy liczą na kolejną zorganizowaną akcję… Nieobecni dopytują „kiedy następny raz?”. No w sumie nie mamy nic przeciwko 😉
Pogoda w kratkę, raz zawieje, raz pokropi. Słońce przebija się przez wielkie, puszyste chmury i tak jak dziś, udało się oblać Kielce przyjemną, słoneczną pogodą. Niektórzy pewnie już zerkają na weekendową prognozę i tu o dziwo – ma być ładnie J
Wczoraj zawitaliśmy po przyjeździe z przedszkola i żłobka do babci Marzeny, bo przyjechała tam ciocia Ola z Fifkiem i Kalinką. Pobawiliśmy się tylko chwilę, bo było już późno i trzeba było wracać do naszych czterech kątów. Potem ciepła kolacja, piżamka sama na mnie wskoczyła i po chwili ten błogi stan, chyba pozytywny dla każdego domownika. Dla mnie, bo mogę odpocząć i się zregenerować, dla pozostałych – bo cisza i spokój J
Dzisiaj już piątek, ostatni raz w tym tygodniu poszedłem do żłobka… W szatni spotkałem Michalinę – koleżankę z grupy. Tata zmienił mi buty na trepki, zdjął bluzę i już po chwili za rękę wędrowaliśmy razem z Michaliną do pozostałych dzieci. Pani mnie dzisiaj pochwaliła, jaki jestem przystojniak, bo miałem założoną koszulę i ogrodniczki. Wystarczy założyć dobre wdzianko i dziewczyny moje 😉
Jutro wieczorem zostajemy z tatą, mama wybywa z koleżankami a my, jak na najlepszych kumpli przystało, będziemy oglądać finał Ligi Mistrzów. Szkoda tylko, że moja ulubiona drużyna, FC Barcelona nie wystąpi w tym zacnym meczu. Może za rok 😀
Patrzę w kalendarz i widzę, że wielkimi krokami zbliża się 1 czerwca… nic więcej nie będę pisał, tym bardziej sugerował 😛

PA

09:30 data: 2012.05.15

Zwykły wpis

Hej,

Minął tydzień, aż wstyd, że bez żadnego wpisu. Powracamy po dłuższej przerwie, która była spowodowana lenistwem, brakiem czasu i chęci do czegokolwiek. Po bardzo upalnej końcówce poprzedniego tygodnia, nadszedł czas na ochłodzenie. Temperatura waha się w granicach 7-14 stopni i to znów powód do tego aby zacząć chorować. Ale nie o chorobie będzie ten wpis, bo tego już mamy po dziurki w nosie – w przenośni i tak na poważnie.
W niedzielę byliśmy na tańcach. Niedługo po śniadaniu poszliśmy do klubu fitness, w którym tata prowadzi zajęcia na rowerach. Ku naszemu zdumieniu, okazało się, że tuż przed godziną 11, było bardzo dużo dzieci w każdym wieku. Ledwie przekroczyliśmy próg drzwi, gdy przywitał mnie bardzo znajomo wyglądający pan. Głos też wydawał się jakiś znajomy. Tylko to ubranie: złocisto-granatowe pantalony, pstrokata, luźna bluza i czapka, jakby do zestawy kolorystycznego spodni. Tata, od razu poznałem 😀
Nigdy nie miałem problemów w nawiązywaniu kontaktów i w tym przypadku nie było inaczej. Ze wszystkimi przybijałem „piątki”. Zuzia również pospieszyła po schodkach na dół, gdzie znajdowała się sala do tańców. Wszystko było świetnie przygotowane ku temu, aby zajęcia miały charakter tanecznego szaleństwa dla dzieci. Na ścianach wisiały podobizny naszych ulubionych bajkowych postaci, w kąciku stał mały stolik z lizakami, cukierkami i soczkami – bardzo się przydały 🙂 W tle słychać było dziecięce piosenki.
Zaczęliśmy od krótkiej rozgrzewki i co śmieszne, po takiej rozgrzewce nie jeden miał już dosyć, a to przecież był początek zabawy 😀 „Macarena” i „Asereje” rozgrzało nas do czerwoności. Ręce miałem powykręcane we wszystkie strony świata. Biodra prawie wypadły mi z zawiasów 😛 i nadal końca nie było widać… Po pewnym czasie do drzwi zapukało zmęczenie i dlatego wszyscy powędrowaliśmy pod długą ścianę z lustrem i wtedy to właśnie swoje „5 minut” mieli rodzice. Mogli przez kilka minut zaprezentować się przed nami. Jedni z hamulcem poruszali ramionami, inni wręcz przeciwnie – żywiołowo, entuzjastycznie i w rytm muzyki. Nasza mama szalała jak mało kto, podobało jej się bardzo 😉 Najważniejsze, że po chwili mieliśmy szanse wspólnie pobawić się w moją ulubioną grę muzyczną, czyli „ram zam zam”. Bardzo proste ćwiczenie, które polega na wykonywaniu odpowiednich ruchów w rytm muzyki, która co chwilę przyspiesza, aż wreszcie staje się (prawie) nie do ogarnięcia 😉
Teraz jeszcze słów kilka o kolorowej puszce, do której wszyscy wrzucali pieniążki. Cała akcja „zumba for kids” w klubie, została zainicjowana przez naszego tatę. Zawartość puszki (w postaci prezentów) zostanie przekazana dla dzieci w Domu Dziecka w Kielcach.
Z góry dziękujemy wszystkim, którzy pomogli wznieś nas na wyżyny tanecznego szaleństwa, w szczególności rudej Pani prowadzącej i całej ekipie wspomagającej niedzielne zmagania maluchów 😀 Było naprawdę rewelacyjnie. I już czekamy na więcej… gdzie zdjęcia ? Tak wyglądał plakat promujący akcję 🙂

PA PA

14:00 data: 2012.05.08

Zwykły wpis

Cześć,

Pożegnania nadszedł czas. Wyglądając z samiuśkiego rana przez okno, okazało się, że po lunaparku pozostały na łące tylko wielkie ślady kół ciężarówek. W ciągu nocy zniknęło wszystko… Może to i lepiej, bo jakoś nie lubimy dziecięcych imprez w stylu „kto bardziej pijany, ten fajniejszy”. I wcale nie mam tutaj na myśli ludzi, którzy przychodzili do wesołego miasteczka, tylko urżniętych gagatków z upitymi nosami w czerwonych polarach, tak zwanej „obsługi”. W niedzielę poszliśmy z tatą ostatni raz zakręcić się. Zuzia fruwała na łańcuchowej, ja na koniku dokoła 🙂 Podskakiwałem tak, że aż cała karuzela się chybotała… Był też motor, samochód, karoca i inne takie. Wszystko kręciło się w rytm muzyki, jak z pozytywki.
Wczoraj Zuzia narzekała na ból ucha. Zawsze wtedy, gdy przechodzi jej katar, coś kłuje ją w uchu. Tata przyniósł jakieś śmierdzące listki od babci, wycisnął zielony sok na watę i wepchnął do ucha na noc. Póki co, wszystko wskazuje na to, że operacja pod kryptonimem „śmierdzący listek” udała się, choć z diagnozą trzeba wstrzymać się do wieczora 🙂
U mnie dużo lepiej. Wczoraj jeszcze cherlawy, dziś jak nowo narodzony. Nie mam kataru, ani kaszlu.
Na weekend musimy być sprawni na 100%, idziemy na tańce. Będziemy się bawić a przy tym pomożemy zbierać pieniądze na zakup rowerów dla dzieci w domu dziecka. Bardzo fajna akcja, która musimy wpierać, jako miłośnicy rowerów w każdej formie 😀
O „cycy” już prawie zapomniałem, w dzień, to nawet przez myśl mi nie przejdzie, przecież chłopaki by się śmiały ze mnie w żłobku. Tylko w nocy mam jeszcze chwilę słabości, po prostu muszę się przytulić jeszcze na trochę.
Odezwiemy się niebawem,

PA

11:48 data: 2012.05.04

Zwykły wpis

Cześć,

Jak Wam mija długi weekend ? Maj nas pięknie przywitał 😀 U nas świetnie, wczoraj tylko trochę polało. Ale bez deszczu nie będzie truskawek i innych takich smacznych kąsków. Dlatego, gdy tylko deszcz przestał padać i wyszło słońce, to od razu widać jak przybyło wokół zieleni.
Nadal bezkonkurencyjne jest wesołe miasteczko. Dobrze, że już niedługo odjeżdża, bo rodziców puścimy z torbami. Póki co, były już 3 podejścia z tym, że tylko Zuzia się bawiła, bo mama się boi, że bym mógł wypaść z ciuchci 🙂
Nieodzownym elementem naszej urody (o każdej porze roku) jest katar. Chyba się już go nigdy nie wyzbędziemy… Może to wcale nie jest (kurka wodna) przeziębienie, tylko jakiś katar alergiczny ? Już sam nie wiem, trzeba zrobić doświadczenie i wyzbyć się wszystkich dywanów na początek i odkurzacza – zobaczymy co z tego wyniknie. Póki co, nie chodzimy do żłobka, ani do przedszkola. W sumie to jakiś dziwny ten tydzień. Jeden dzień się idzie, drugi już nie, potem znów powtórka i nie nadążam. Cały czas wydaje mi się, że jest sobota 😉 Fajnie by było – prawda ?
Rzodkiewki jak nie było, tak nie ma. Tylko listki zaczynają pomału się czerwienić, więc możliwe, że lada chwila pojawią się nasz pierwsze czerwone, chrupiące kuleczki 😀 Ostatnim razem na tapecie wylądowała Zuzanka z tatą, dziś moja kolej – z mamusią. Pozycja klasyczna – na koalę. Choć wiele się zmieniło w przeciągu tych kilku dni… nie ma już cycusia 😦 znoszę to bardzo dzielnie, bo „cycy” poszło PA PA i „ma” go. Tylko w nocy wydaje mi się, że mi się chce possać, ale to tylko przyzwyczajenie pozostało. Nawet pielucha nie jest taka ulana. W ramach rekompensaty mam butlę z wodą, półtorej litra, mogę pić ile wlezie 😛 Także konsekwentnie i bez zbędnych ceregieli – „cycy” śpi już na zawsze.
Z wielkich zmian, jest jeszcze jeden punkt – przesiadłem się w parasolkę. Moja spacerówka jest w porównaniu do poprzedniego modelu dość  dziwna. Nogi mi zwisają i nie mogę się przyzwyczaić. Spanie też nie należy do luksusu, bo nie ma możliwości położyć się w poziomie, jest tylko delikatny skos. Za to plusem wielkim jest to, że widzę wszystko i wygodnie się siedzi.

PA